czwartek, 22 listopada 2018

5. dlaczego Lewandowski zarabia miliony, ale nie powinieneś zaglądać mu w portfel

Kilka dni temu przygotowywałam się na zajęcia na uczelni. Prowadzący polecił do przeczytania kilka tekstów, wśród nich znalazły się artykuły mówiące o zarobkach Roberta Lewandowskiego w kontekście nierówności dochodowych i społecznej użyteczności. Teksty te (odpowiednio TUTAJ napisany przez Kamila Fejfera i TUTAJ autorstwa osoby ukrywającej się pod pseudonimem Galopujący Major) zainspirowały mnie samą do stworzenia artykułu, odnosząc się do nich i prezentując własne stanowisko.

Bez bicia przyznaję, iż nie przepadam za Robertem Lewandowskim. Nie porywa mnie swą grą piłkarską, ba, wręcz powiedziałabym, iż jest to postać dość przereklamowana. Tego, czym oczarował pasjonatów footballu, nie pokazuje grając w reprezentacji narodowej. Niektórzy piłkarze naszej drużyny, o ile nie większość, nie przekonują mnie swoim zachowaniem na boisku i poza nim. Jestem raczej z gatunku tych kibiców, którzy częściej narzekają niż chwalą; o ile w ogóle można mnie nazwać kibicem ;). To, że polscy piłkarze zarabiają tyle, ile zarabiają też może wydawać się niezrozumiałe - tak jak wydało się właśnie Panu Fejferowi, który w swoim tekście pisze, iż coś jest nie tak z systemem. Oczywiście, że coś jest nie tak z systemem - dlaczego bowiem ktoś, kto wykonuje pracę, patrząc obiektywnie, bardziej użyteczną społecznie, bardziej odpowiedzialną, wreszcie bardziej stresującą - zarabia mniej? I dlaczego w zasadzie nigdy nie będzie inaczej?

Autor drugiego tekstu, piszący pod pseudonimem Galopujący Major, stara się nieco polemizować z artykułem Kamila Fejfera. Pisze, iż tamten rzecz jasna, zdaje sobie sprawę z tego, że dochody Lewandowskiego wycenia rynek, ale jednocześnie wyjaśnia, iż problem w tym, że punktem odniesienia zarobków piłkarzy (...) nigdy nie było przeciętne wynagrodzenie krajowe - był nim budżet danego klubu piłkarskiego. Z tego też względu być może bezzasadne jest porównywanie zarobków piłkarza z, dajmy na to, zarobkami nauczycielki, górnika czy lekarza chirurga. Inny jest punkt odniesienia, inaczej jest ukształtowana sytuacja samego pracodawcy. Koniec drugiego artykułu każe mi jednak podjąć jawną polemikę. Otóż autor prezentuje kilka metod, które miałyby chyba zniwelować nierówności społeczne, lub chociaż podjąć próbę takiej niwelacji. Pierwszym sposobem jest wysoki podatek od zarobków powyżej pewnej granicy i przeznaczenie wpływów z niego na pensje dla przedstawicieli tych zawodów, które właśnie z racji niesprawiedliwej wyceny rynkowej powinny być dofinansowane. Być może autor pisał to z przymrużeniem oka, o czym świadczyłoby nawet to, iż nie podpisał się pod tekstem własnym nazwiskiem, a pseudonimem. Natomiast nie zgadzam się z tym socjalistycznym postulatem. Dlaczego ktoś, kto w zasadzie dzięki samemu sobie dorobił się dużych pieniędzy, ma oddawać je państwu - nawet jeśli owo państwo przekazałoby te pieniądze faktycznie potrzebującym czy tym, którzy na nie zasługują? To trochę tak, jak konstrukcja opodatkowania na zasadach ogólnych w obecnym systemie - podatek jest progresywny, a zatem jego wysokość rośnie wraz ze wzrostem osiąganych dochodów. Pisałam pracę licencjacką z zakresu prawa podatkowego, więc coś tam wiem ;). Wniosek, jaki można wynieść z samego zapisu tej konstrukcji jest taki, że jeśli zarobisz więcej, to także więcej oddasz.

isorepublic.com (CCO)

Dlatego też, mimo że jak już wspomniałam, nie przepadam za Lewym, nie uznaję za zasadne postulatu, iż miałby przekazywać dużą część swojego dochodu w ramach podatku. Oczywiście, przyznaję rację stwierdzeniu zawartym w artykule, że od pewnego momentu pieniądze dla milionera to już tylko dodatkowe zera na koncie, i tak ich nie wyda. To jednak nie oznacza, że w te zera na koncie mamy zaglądać. Jeśli pan Lewandowski ma chęć przekazać je na cele dobroczynne itp., zapewne to zrobi - tak, jak mu to wskaże własne sumienie.

Większy problem robią raczej media - reklamy, sponsoringi, kontrakty, które same "wypychają" różnych ludzi na piedestał, robiąc z nich celebrytów (odziałalności marketingowej wspomniał właśnie w swoim artykule Kamil Fejfer). I sami ludzie też, podążają za newsami i historiami na temat tychże celebrytów. To się sprzedaje. Później ludzie się dziwią, że ktoś im przysłowiowo wyskakuje z lodówki. Ciekawe, czemu ;).

Edit: jeszcze gwoli ścisłości - mnie też to wkurza, że osoby wykonujące zajęcie niespecjalnie użyteczne społecznie czy takie, z którym nie wiąże się zbyt dużo pracy (np. wszelkiego typu influencerzy, osoby znane tylko z tego, że są znane... w zasadzie dzięki mediom społecznościowym) zarabiają tyle pieniędzy. Owszem, należy mieć na uwadze, że pewną pracę wykonują - samo wrzucanie ładnie wykonanych i przerobionych zdjęć czy edytowanie filmów też jest w jakimś stopniu pracochłonne, godna pochwały winna też być systematyczność (której mi na przykład w prowadzeniu profili na Instagramie brakuje). Ale w artykułach chodziło o coś innego - o oddawanie części swoich pieniędzy innym. Stawiając się na miejscu osób zarabiających dużo dzięki swojej pracy, zaangażowaniu i umiejętnościom nie chciałabym, by ktoś nakazał mi przeznaczać jakąś kwotę na określone cele. Wolałabym zrobić to sama, z chęci serca.

Wszystkie cytaty pochodzą z artykułów, do których linki zamieściłam we wstępie.